"Nie poniosłem porażki. Po prostu odkryłem dziesięć tysięcy rozwiązań, które nie zadziałały" – powiedział Thomas Edison, genialny wynalazca. To ciekawe podejście do nieudanych prób czy wręcz błędów – i powinniśmy się go nauczyć. Dlaczego? Bo popełnianie błędów rozwija, a wyciąganie z nich wniosków prowadzi do sukcesu.

Wielu zna tę historię: 

"Wsiadając do pociągu do Edynburga samotna matka z niemowlęciem zastanawiała się, czy nie rzucić się na tory. Był grudzień 1993 roku, a ona właśnie uciekła z portugalskiego Porto z dzieckiem, ze strachu przed poślubionym rok wcześniej i maltretującym ją mężem. Na dziewczynę czekali siostra i szwagier, którzy pomogli jej wynająć skromne mieszkanie i załatwić zasiłek. Pieniądze nie starczyły nawet na opłacenie opiekunki dla córki, więc samotna matka opiekowała się nią sama, a gdy mała spała, przesiadywała w należącej do szwagra kawiarni…Ta opowieść mogłaby mieć różny przebieg i różny finał. Można by kontynuować ją jako zachętę do spełniania marzeń, dla nas będzie motywem do przyjrzenia się porażkom. Zamiast jednak tępo wpatrywać się w okno czy czytać brukowce, nieustępliwie realizowała swoje marzenie: pisała opowieść o chłopcu, który pewnego dnia odkrywa, że jest czarodziejem."

Początkowe losy książek J. K. Rowling wyglądały jak pasmo porażek, rękopis odrzuciło 12 wydawnictw! Dziś łączne dochody z przygód młodego czarodzieja przekroczyły 6 miliardów dolarów.

Zaprogramowani na sukces

Od dzieciństwa wpaja się nam, że pomyłki są czymś złym. W szkole rzadko nagradza się wysiłek jaki uczeń włożył w dojście do rozwiązania. Ocenia się tylko wynik. Często już tak pozostanie na całą naszą drogę zawodową. Jedni uczniowie zostaną podwładnymi, inni szefami tychże – obie strony zaprogramowane na to samo. Na sukces. Na efekt. Błąd, pomyłka, porażka brzmią strasznie. Szefowie zaciskają zęby, podwładni kulą się w sobie. Niby każdy słyszał, że uczymy się na błędach i że nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi ale…

Popełnianie błędów rozwija

A gdyby tak potraktować błąd pracownika jako inwestycję w jego rozwój, samodzielność?

Rzecz jasna, iż pozwolenie pracownikowi na te same, powtarzalne błędy byłoby nieporozumieniem. Należałoby się przyjrzeć z czego one wynikają. Niemniej odczarowanie porażki i potraktowanie jej jako etapu uczenia się, nagrodzonego rzetelną informacją zwrotną, przekazaną w dobrej formie, wskazującą na konkretne fakty, zachowania, które skutkowały konkretnymi konsekwencjami mogłyby się okazać dla wielu prezentem.

Dzisiejsze pokolenie młodych pracowników nastawione jest na błyskawiczny sukces, najlepiej nieokupiony ani wysiłkiem, ani tym bardziej porażkami po drodze. W swojej karierze chce biec na skróty, szybciej czytać, efektywniej się uczyć, co najwyżej zarządzić stresem. Porażka, nawet niewielka, urasta do rangi monstrum, dużo kosztuje. Nie wzmacnia, ścina z nóg.

Odpowiadający  na popyt na błyskawiczny sukces, styl zarządzania, nie przyzwalający na błędy szybko się wypala. Dziś coraz częściej w korporacjach rzeczywiście toleruje się błędy, które mają sprzyjać uczeniu się, innowacyjności. Mają w perspektywie trenować pracownika wytrwałego, mocnego, odważnego. Takiego, który skorzysta z błędu i do błędu się przyzna. Żeby było to możliwe, menedżer musi mieć faktyczną, a nie tylko deklarowaną gotowość do przyjęcia błędu pracownika, postawę na uczenie go i nauczenie.

Gdyż czasem człowiek wygrywa, czasem się uczy. Większość wygranych niczego nas nie uczy, co gorsza, utwierdza nas w przekonaniu, że tak jak jest, jest dobrze – pisze Alina Tugend, autorka bestsellera „Better by Mistake”.