Koniec i początek roku sprzyjają różnego rodzaju podsumowaniom, rankingom, zestawieniom. „50 najbardziej wpływowych przedsiębiorców”, „Lista najlepiej ubranych Polaków”, „Największe sukcesy i największe porażki”, „15 najlepszych pracodawców”, „100 najbogatszych Polaków”, „10 najdziwniejszych ludzi na świecie”… Są niemal wszędzie, wystarczy włączyć telewizor, otworzyć gazetę, przejrzeć mejle, rozejrzeć się po bilbordach na ulicy. W pewien sposób systematyzują nasz świat. Mimo czasem pewnej absurdalności kuszą, abyśmy i my na jakiejś liście, w jakimś rankingu znaleźli swoje miejsce. Po co? To proste: porównywanie się jest naturalną ludzką skłonnością.

Jesteśmy zaprojektowani do życia w grupie, choć czasem trudno nam stać się jej integralną częścią. Przez pierwsze lata naszego życia nasi najbliżsi porównują nas z innymi. Rodzice czy dziadkowie odtwarzają wspomnienia i zastanawiają się, które z dzieci pierwsze zaczęło chodzić, najszybciej powiedziało pierwsze słowo czy nauczyło się wiązać sznurowadła. Z czasem porównań jest coraz więcej, porównuje nas rodzina, ale i my sami siebie – do bliższego, dalszego, a czasem wręcz odległego otoczenia, zastanawiając się nad naszymi postępami w nauce, zachowaniem, zainteresowaniami, osiągnięciami, wyborami, wyglądem. Coraz częściej słyszymy „Ja w Twoim wieku…”, „A córka sąsiadki…”, „Inne dzieci…”. Na etapie szkolnym sami zaczynami budować swój autorytet w grupie poprzez upodabnianie się do tych, z którymi w tej grupie jesteśmy lub chcemy być. Nasz wygląd, upodobania, zachowanie, manifestowane przekonania mają definiować to, kim jesteśmy lub kim chcemy być. Mniej bądź bardziej świadomie konstruujemy swój wizerunek, samego siebie, ale zawsze punktem odniesienia jest ktoś inny – do kogo chcemy być podobni, lub do kogo chcemy być podobni jak najmniej.

Tacy sami czy inni

Gdy zastanawiam się nad tematem porównań, tożsamości, bycia sobą, przychodzą mi do głowy dwa wspomnienia.

Kiedy byłam w podstawówce większość wolnego czasu spędzałam na podwórku, z dzieciakami mieszkającymi w sąsiedztwie. Pamiętam jak kiedyś biegliśmy po osiedlu za jedną dziewczynką, wołając za nią: gruba, gruba!!! W pewnym momencie nasza „gruba” koleżanka wbiegła do swojego bloku, a po chwili z balkonu wychyliła się jej babcia. Rozejrzała się wśród nas, błyskawicznie oceniła sytuację, spojrzała prosto na mnie i krzyknęła:  A ty to niby jaka jesteś?! W tamtej chwili, nagle, po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że jestem jakaś. I że inni też to widzą, a ci którzy nie widzieli – właśnie to zauważyli. Moi rówieśnicy popatrzyli na mnie i – chyba też po raz pierwszy – dostrzegli, że i ja jestem gruba. Wtedy też zrozumiałam, że jestem ja i są oni. Zapragnęłam być taka jak oni.

Gdy byłam w liceum w jednym z wówczas popularnych seriali główna bohaterka zmieniła fryzurę – obcięła swoje długie włosy tak, że sięgały jej połowy szyi. Po około tygodniu, gdziekolwiek by nie spojrzeć, niemal każda dziewczyna w wieku 10-16 lat miała niemal identyczną fryzurę: włosy do szyi. Założę się, że co najmniej połowa z nich nie oglądała tego serialu – obcięły włosy, bo tak zrobiła siostra, koleżanka, sąsiadka. Miałam wtedy długie, sięgające niemal pasa włosy. Bardzo o nie dbałam i byłam dumna, że są takie długie – a jednocześnie z zazdrością spoglądałam na koleżanki, które zmieniły fryzurę. Chciałam być takie jak one, nie chciałam być inna – więc w końcu też obcięłam włosy. Paradoksalnie, po jakimś czasie doszłam do wniosku, że jednak nie chcę być taka jak niemal wszyscy, jak wszystkie dziewczęta mijane na ulicy – i w niedługi czas później ścięłam włosy jeszcze bardziej, żeby być inna.

Co i jak nas motywuje

Porównywanie się zwiększa nasze szanse na przetrwanie. Rankingi pomagają nam budować relacje z grupą i dają swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. To motywacja – do bycia lub starania się być jakimś – w odniesieniu do innych. Czy chcę być na liście najmądrzejszych ludzi na świecie po to, by udowodnić, że mam wysokie IQ, czy po to, by porównać się na tle innych, kogoś wyprzedzić, porównać się?
Rankingi, porównania mogą nas wyprawić w podróż bez szczęśliwego końca – w pogoni za tytułem lidera w jakiejkolwiek dziedzinie (byle tylko być w czymś liderem, być jakimś). Po co? Bo robią to wszyscy, albo chociaż jedna osoba, którą wskażemy jako nasz autorytet. Tak działa nieprzemijająca siła społecznego dowodu słuszności.

Bardzo przekonuje mnie teoria motywacji. Mówi ona, że motywacja wewnętrzna jest najsilniejsza i najskuteczniejsza. Taka motywacja wynika z tego, kim jestem, jakie mam unikalne potrzeby. Dzięki temu wpływa na podejmowanie zgodnych ze mną decyzji – a więc decyzji, z którymi dobrze się czuję. Rankingi w funkcji motywowania zewnętrznego są najczęściej narzędziami działającymi na naszą podświadomość – mogą zatem sterować naszymi (niekoniecznie z nami zgodnymi) wyborami.

Jak być bardziej sobą? Spróbuj wyskoczyć na chwilę z rankingu, chociażby po to, żeby upewnić się, czy zmierzasz w kierunku odpowiedniego podium.